KAZBEK – RELACJA JANKA, 2014 R.

23/08/2015 | Relacje

Budzę się przed północą. Za płachtami namioty wreszcie spokój. Ucichła grupa Białorusinów bezceremonialnie gadająca głośno do późna w nocy, z których jeden, w maskującym uniformie był szczególny- ani jednego słowa wypowiedzianego normalnym głosem, tylko wykrzykiwanie. Co za typ.! Wściekły na niefortunny wybór miejsca noclegu w pobliżu budynku stacji mete , pomiędzy wielkim śmietnikiem a zalatującymi smrodem kiblami, prawie nie spałem mimo, że ułożyliśmy się w śpiworach już po 18,00. Jest inaczej niż ubiegłej nocy. Przede wszystkim nie ma tak silnego wiatru, czasami tylko jego podmuchy szarpią powłokami namiotu. Jest też cieplej – i to zdecydowanie! Zwlekam z wyjściem ze śpiwora, bo mamy wyruszyć ok. 2.00, a że jesteśmy spakowani, więc jest sporo czasu. Po kwadransie z namiotu dziewczyn słyszę sygnał komórkowego budzika i ich głosy, ale za chwilę znów zalega cisza, wszyscy czekają aż wstanę pierwszy. Dopiero po pół godzinie rozpinam śpiwór i  wypełzam z namiotu. Rozglądam się wkoło. Przy dwóch lub trzech namiotach, widać światła czołówek i trwa przygotowanie do wyjścia na górę. Pogoda wydaje się dobra, ale po kwadransie zaciąga mgła i zaczyna się mżawka – niedobrze ! Przygotowujemy szybki posiłek, dopakowanie plecaków i wyruszamy ! Kiedy przechodzimy obok krzyża z tablicą upamiętniającą małżeństwo Kaczyńskich, przechodzimy obok psa leżącego pod kamiennym postumentem. Pies, gdy przechodzimy, podnosi głowę, przez chwilę patrzy na nas i rusza za nami. Zaraz potem jest na przodzie i doskonale sobie radzi w ciemności na kamienistej ścieżce szlaku. Trzeba go jakoś nazwać – proponuje Alicja. Może „Szarik” – podpowiadam. ”Rambo„ zaproponowała Aga. Niech będzie „Rambo” – zgodziliśmy się wszyscy. Patrzcie, ile gwiazd na niebie ! zawołała Aga. Zatrzymałem się i spojrzałem w górę. Niebo rozświetlało miliony gwiazd!. Wypatrując ścieżki, w świetle czołówki, nie zauważyłem, że mgła i chmury zniknęły, a niebo rozpogodziło się. Po wczorajszym rekonesansie, dość łatwo odnajdujemy w ciemnościach ścieżkę, ale gubimy ją na chwilę, gdy podchodzimy pod pas szczelin. Jedną z największych szczelin pokonujemy lodową rampą. Nasz „Rambo” nie zdecydował się iść za nami. Szuka przejścia poniżej przez szczelinę, Kręci przez kilka chwil się szukając możliwości jej przebycia. Patrzymy z pewnym napięciem – zaraz wpadnie !! – zauważam. Ale nie! Wreszcie „Rambo” decyduje się na skok i szczęśliwie ląduje po drugiej stronie. Ruszamy dalej i kiedy zaczyna świtać, wychodzimy na wielkie śnieżne plateo. Zakładamy uprzęże i raki .Niezbyt stromym zboczem dochodzimy do rozleglej przełęczy. Tu zatrzymujemy się. Droga dalej prowadzi w prawo wznoszącym się trawersem wzdłuż zbocza Kazbeka. Nie zatrzymuję się jak pozostali, ruszam w górę i stopniowo nabieram przyspieszenia. Mijam kolejne zespoły mówiąc „sorry” .dochodzę do idącego na przodzie dwójowego zespołu: chłopak i dziewczyna. Oboje idą szybko, płynnie ale ostatecznie udaje mi się ich wyminąć. Dość szybko udaje mi się oddalić od pozostałych, ale spotyka mnie niespodzianka. Skończyła się wybita butami i rakami ścieżka na stromym zboczu. Teraz ja muszę wybijać ślad w twardym śniegu, miejscami zalodzonym. Poprzedni ślad wyrównał śnieg i wiatr. Jest to uciążliwe i męczące. Ale – tu małe sprostowanie – nie ide pierwszy ! Przede mną ciagle jest nasz „Rambo„. Z ogromną zręcznością porusza się wzdłuż zbocza .Co jakiś czas, odwraca się i czeka aż dojdę. W pewnym momencie ześlizguje kilka metrów po śniegu – nieruchomieje w napięciu! Ześlizg po kilkusetmetrowym stromym zboczy nie może dobrze się skończyć!.  Ale „Rambo„ pazurami wbija się w śnieg, zatrzymuje się po kilku metrach i wraca na szlak. Tym razem pozwala się wyminąć i idzie już z tyłu po moich śladach. Ten pies jest mądrzejszy niż wskazywałby na to jego nieco kundlowaty wygląd – myślę z uznaniem. Tak razem dochodzimy do rozległej przełęczy . Zatrzymuje się, muszę chwile odetchnąć. W chwilę potem dochodzi do mnie para Polaków. On pyta z której strony jest szczyt. Wskazuję na strome zbocze stratowane butami i rakami wyprowadzające na grań. Prawie się nie zatrzymują. Idą dalej. Chwilę odpoczywam i ruszam za nimi. „Rambo” ma dość wspinaczki i zostaję na przełęczy. Stromy stok nie nastręcza specjalnych trudności, bo można się wspinać po wybitych w śniegu stopniach. Gdyby był zalodzony, podejście byłoby poważnym wyzwaniem, nie mówiąc o zejściu. Po około pół godzinie wchodzimy na załamanie stoku i łatwą, śnieżną, lekko wznosząca się granią wchodzimy na kulminację, która jest szczytem. Chwile radości z osiągnięcia szczytu i wzajemne gratulacje. Ok. 6 godzin zabrało mi wejście na szczyt licząc od chwili wyruszenia z bazy. Normalny czas wejść to ok. 8-10 godzin !  Para dość szybko opuszcza szczyt, twierdząc ,że niedługo nastąpi załamanie pogody, co nie potwierdzały wcześniejsze prognozy. Wiem, że mają rację z innego powodu to pora najlepszych warunków śniegowych, które z każdą godziną w słońcu będą stawać się coraz bardziej uciążliwe. Zostaję na szczycie sam, rozglądam się wkoło i robę zdjęcia kaukaskich szczytów. Jest zimno, więc po pół godzinie schodzę granią niżej, żeby zobaczyć co z innymi. A tu niespodzianka, bo pojawia się Agnieszka. Weszła na szczyt w świetnym czasie i stylu. Dwadzieścia minut później wchodzi Alicja i Bartek. Zdobyliśmy Kazbek !

J.D.